Tutek średniowiecznie

Lubię portal Medievalist.net. Od dawna śledzę ich wpisy na Facebooku, subskrybuję, a więc dostaję wiadomość o nowych wpisach. I gdzieś tam, w sieci, w jakimś odnośniku, przy sposobności – wpadł mi w oko Tutek! Przytomnie skopiowałam sobie i niniejszym wklejam 🙂

Zatem – miłego czytania. 

‘Tutivillus, the devil of hell,
He writeth har names, sothe to tell,
Ad missam garulantes.

Better wer be at home for ay
Than her to serve the Devil to pay,
Sic vana famulantes.

Thes women that sitteth the church about,
Thay beth all of the Develis rowte,
Divina impedientes…’

Spotkanie trzecie z Tutivillem

OrnetaMiasteczko na Warmii. Niewielkie – bo zamieszkałe przez około 10 tys. mieszkańców. Usytuowane w trójkącie Młynary – Pieniężno – Dobre Miasto. Ostatnio odzyskuje dawną urodę, dzięki rewitalizacji rynku.

Miasto ma długą historię… Powstało na staropruskim „polu osadniczym” – zwanym Wormedythin lub częściej: Wurmedyten. Wzmianka o osadzie pochodzi z roku 1308. A w roku 1312 mamy już informację o proboszczu Henryku. Pamiętać należy też o Piotrze z Ornety – prokuratorze krzyżackim…

W XIV wieku zaczęło się w Ornecie „dziać” – otóż w kwietniu roku 1338 rządy biskupie na Warmii objął Herman z Pragi – niedawny kustosz kapituły w Pradze, doradca króla Jana Luksemburskiego (zwanego Ślepym) nadto członek Trybunału Roty Papieskiej.

I w tym też czasie rozpoczęto budowę świątyni w Ornecie (dzisiejszy kościół Św. Jana Chrzciciela i Ewangelisty). Wkrótce zyskała ona szczególne znaczenie. Na 9 lat stała się kościołem biskupim – bowiem tu znajdowała się przez te 9 lat siedziba biskupów warmińskich. Biskupi rezydowali na zamku orneckim. To mniej więcej teren dzisiejszej szkoły podstawowej nr 1 przy ulicy Zamkowej). Dzisiaj po zamku nie pozostało nic, może poza piwnicami w szkole. Zamek został rozebrany na polecenie władz pruskich w wieku XIX.

Kościół Św. Janów Chrzciciela i Ewangelisty w Ornecie

Biskup Herman miał jakoby sprowadzić budowniczego z Czech. Jakby nie było – zbudowano kościół bazylikowy o bogatych szczytach zachodnich i masywnej wieży.

Oczywiście prace trwały i po śmierci biskupa fundatora. W XV wieku przesklepiono nawę główną a także zakończono dekorację kościoła od zewnątrz. O wyjątkowości kościoła (dla mnie) świadczy między innymi to, iż posiada oryginalny fryz (rośliny i ludzkie postaci oraz głowy) na zewnętrznych ścianach (drugie miejsce z takim ciekawym ornamentem to Nowe Kawkowo i tamtejszy kościół Św. Jana Ewangelisty. Ale tam to tylko namiastka).

Wewnątrz kościoła uwagę przykuwa zwielokrotnione przedstawienie Tutivillusa.

Dwa takie z otwartymi pyskami znajdują się na spływach sklepiennych za ołtarzem głównym, zaś pozostałe również na spływach sklepiennych – ale nawy głównej. (niestety tutaj zdjęcie złej jakości – w kościele jest dość ciemno a aparat jaki mam nie pozwala na lepsze ujęcia)

Diable mordy a zarazem … holośniki ??

Teorie na temat owych maszkaronów – jak się je nazywa – są różne. Jedni dopatrują się w nich Tutivillusa, o którym mowa gdzie indziej. Inni zaś chcą widzieć w nich wywietrzniki, Jest jeszcze jedna teoria mówiąca o holośnikach. O tym także piszę – ale w innym miejscu.

 

A na koniec parę uwag natury praktycznej:

Zwiedzanie Ornety to przede wszystkim zwiedzanie detali. Mnóstwo ślicznych detali jak rzygacze orneckie na Farze, czy te w rynku…

Ale jest też Ratusz… Sam w sobie może nie przykuć uwagi tego, kto poszukuje tzw. prostego i widocznego piękna.  Ale jeśli zważy się na fakt, że na sygnaturce z XVIII wieku zawieszony jest dzwon z 1384 –  będący NAJSTARSZYM dzwonem na Warmii, to inaczej się patrzy na to miejsce na mapie…

* / *

I ważna uwaga – w Ornecie nie ma toalety publicznej !! (pisane w grudniu 2009, wciąż aktualne w roku 2020)

Turysta poszukujący tego przybytku nie znajdzie go nigdzie (toaleta w UM zamknięta dla tzw. postronnych), a z Toi-Toi nie każdy chce korzystać (czasem smród z nich może zabić przed wejściem). Polecam życzliwej uwadze władz tego uroczego miasteczka. Turyści coraz częściej do Was zaglądają, więc – przynajmniej w sezonie – należy o takim przybytku pomyśleć.

Ale, jako, że przyroda nie znosi pustki – możemy się wysiusiać na stacji Primi Bis na drodze 507 (ul. Olsztyńska), na wjeździe do Ornety od Dobrego Miasta. Nie możemy za to nigdzie postawić autokaru. No, chyba że „przytulimy się na chwilkę” przy ul. Popiełuszki, róg Browarnej.  A my udamy się zwiedzać rynek i przede wszystkim kościół. To dla grup, bo prywatnie – zaparkujemy niemal wszędzie, nawet tuż obok kościoła.

Kościół jest otwarty w sezonie, zaś po sezonie – po kontakcie z parafią. Wielebny rozumie zachwyt wnętrzem i chętnie otwiera kratę. Bo po sezonie – drzwi otwarte ale wstępu do wnętrza broni krata.

Published in: on 9 grudnia 2009 at 10:10  2 Komentarze  

Spotkanie drugie z Tutivillem

Często mówi się, że diabeł tkwi w szczegółach… Diabeł ogonem nakrył…. Diabeł mówi dobranoc… Diabli wiedzą…

Ano wiedzą… Tkwi… Nakrył…

On, czyli Tutivillus.

©K.Czaykowska – Diabły orneckie w spływach sklepiennych

Diabeł podsłuchiwacz – szpieg Pana Boga mawia się, po prawdzie jednak to szpieg Władcy Piekieł. Jedyny taki, który ma prawo – ba! nawet poniekąd obowiązek – siedzieć w parafialnych czy klasztornych kościołach (tu nad stallami), a także na krużgankach klasztornych. Siedzi, przycupnięty gdzieś w kącie i spisuje, albo podsłuchuje nasze grzechy i zaniechania…

Podsłuchuje i zapamiętuje, by potem o nich zdać relacje.

Inna wersja mówi, iż szpieguje i podsłuchuje, notuje, zbiera grzechy by je “wywlec” na Sądzie Ostatecznym.

TUTIVILLUS…

A początek był całkiem prozaiczny – otóż – wymyślony został nasz bohater w jakimś klasztorze, bodaj w XII wieku.

Otóż – reguła zakonna wymaga, by mnisi spotykali się na wspólne modły mniej więcej, co trzy godziny. Niekoniecznie wszyscy bardzo ochoczo, i niekoniecznie wszyscy bardzo przytomnie. W nocy musiało to być szczególnie uciążliwe. A jeszcze jak pomyślimy sobie o zimnie w kościele, i ubiorze mniszym. Brrrr. No i kiedy odśpiewywano ostatni psalm – właściwie większość mniszych myśli krążyła już wokół własnej celi i bardziej lub mniej wygodnego – ale zawsze… łóżka. Przełożeni więc wymyślili bat na śpiochów i niezbyt pilnych – Tutivillusa.

Diabeł, który miał pierwotnie być niejako wrotnym – bowiem siedział przy wejściu i notował, kto pięknie a kto niedbale pokłonił się Panu Bogu.

Diabeł notujący

©K.Czaykowska – Tutivillus malborski

Nie, nie zauważymy go, bo sprytne to stworzenie i chowa się przed naszymi oczami. Więc by nas nie wpisał na listę – mając wodę święconą tuż przy wejściu, użyjmy jej i pokłon niski a szczery oddajmy Panu, i wtedy szpieg nie będzie miał nic do roboty.

Profesor Widacki powiedział kiedyś, że z legendą się nie walczy, legendę się opowiada (to przy sposobności badań nad domniemanymi szczątkami Strasznego Jaremy na Św. Krzyżu)….

I tak też było w tym wypadku – legenda, szybko została adaptowana, a diabeł został “oswojony”… Stał się nawet niejako elementem naszej codzienności. Naszej – bowiem jak wspomniałam na wstępie – w codziennym słownictwie funkcjonuje mnóstwo powiedzeń z tym właśnie diabłem w roli głównej. Nawet sobie z tego nie zdajemy sprawy – ile wokół nas Tutivillusa.

diabelek2

©K.Czaykowska – Tutivillus malborski

No bo to przecież nie ten wielki straszny czort z piekieł – jak mu tam… Belzebub, czy inny Lucyfer. To nasz Tutivillus.

Jak ustalił jeden z “tropicieli” Tutivillusa – ówże szpiegował na terenie Niemiec, Austrii, Czech, Szwajcarii, Szwecji i Danii a także w dalekiej Finlandii, także w Anglii oraz Estonii. Ukrywał się głównie na polichromiach.

W XVI-wiecznej Anglii miano tutivilla mieli ludzie delikatnie mówiąc niezbyt rozgarnięci i – co tu ukrywać – kmioty (pod każdym względem). Więc miano to było nader pogardliwe.

Bywało się i też bywa wścibskim jak Tutivillus, drobiazgowym niczym Tutivil.

Spotkanie pierwsze z Tutivillem

Poniższy tekst jest roboczym tłumaczeniem strony autorstwa Timothy’ego DeVinney (za jego osobistym pozwoleniem):

Titivillus (czasem pisany “Tutivillus”) czasem bywa nazywany przez współczesnych pisarzy “diabelskim patronem skrybów” (czy tez kaligrafów). Powiada się, ze był aktywny szczególnie w średniowieczu, wpadając do skryptoriów klasztornych i wprowadzający błędy do pracy skrybów, ilekroć ci stawali się mniej uważni.(1)

Zagadkową historię Titivillusa trudno jednak rozwikłać. Współczesne przekazy bywają pełne fantazji, podczas gdy poważni naukowcy niechętni są do jakiejkolwiek wyraźnej polemiki, skupiając się raczej na wpływach, podobieństwach czy sugerowanych wnioskach.

Mimo tego, najlepszym nowożytnym studiom Titivillusa jest naukowy artykuł Margaret Jennings “Tutivillus: “Literacka kariera notującego demona” w: Studies in Philology 74, no. 5 (grudzień 1977).

Częściowo, zamieszanie jest zgodne z historią Titivillusa (i pewnie z jego intencjami także – dopisek mój): był nieuchwytny, zmienny – od samego początku. Jego charakter był nie tylko niejasny, ale został uformowany przed czasami praw autorskich, czy znaków firmowych, więc mógł sobie pojawiać się wielokrotnie, upiększając swoją historię w różny sposób.

Stał się ważną figurę w średniowiecznych exemplach – homiliach z morałem, które były gromadzone przez kaznodziejów dla wpajania w kongregacjach praktycznego i duchowego znaczenia unikania grzechu.(2) Titivillus odgrywał rolę w historiach koncentrujących się wokoło efektów grzechu acedii (duchowe lenistwo). Wśród laikatu, acedia mogła powodować, iż uczestnicząc w religijnych nabożeństwach “szumieli”, plotkowali, czy wręcz wplątywali się w czczą gadaninę, co powodowało, że duchowni przyspieszali odmawianie modlitw, mamrotali słowa, czasem wręcz opuszczali całe frazy.(3)

Titivillus wyłonił się z dwóch różnych narracji – jednej poświęconej zapisującemu czy notującemu demonowi, i drugiej – poświęconej demonowi niosącemu worek. Z tych dwóch historii – ta o demonie notującym jest starsza, sięgająca czasów babilońskich. Były znane później w czasach egipskich ascetów w IV wieku(4). Ten notujący demon miał bywać w kościołach i klasztorach by spisywać grzechy wszystkich tam spotkanych. Te pozbierane grzechy zabierał następnie do piekł, gdzie były liczone w Dniu Sądu. (Interesujące jest, że z początku Titivillus nie wykazywał żadnych preferencji, jeśli chodzi o grzechy mające związek z uchybieniami w pisaniu).

Jedna z często spotykanych wersji historii mówiła o diakonie wybuchającym śmiechem podczas mszy w kościele. Ksiądz robił wyrzuty diakonowi, który się bronił mówiąc, iż podczas mszy widział demona zapisującego czczą gadaninę parafian. Demon szybko zapełnił pergamin, na którym pisał, i żeby zrobić więcej miejsca, pociągnął zębami za koniec pergaminu. Pergamin był tak naciągnięty (przez długi spis próżnych rozmówek i mamrotanych modlitw), że pękł, zaś Demon fiknął koziołka na plecy. I to właśnie tak rozśmieszyło diakona… Ksiądz był pod wrażeniem opowieści, i historyjka była później przekazywana parafianom, tak by wiedzieli, iż ich pogaduchy podczas nabożeństwa będą podnoszone przeciw nim podczas Dnia Sądnego, bowiem gdzieś pomiędzy nimi krąży Diabeł, obserwujący i podsłuchujący modlitwy “ukradzione Bogu” przez ich zaniedbanie..(5)

Inna grupa historii, z których wyrósł Titivillus zaczęła się od przekazów o diable ładującym worek. Caesarius z Heisterbach w swojej XIII-wiecznej pracy Dialogus Miraculorum (ok.1230), bez nazwania Titivillusa, opisał “‘pewnego diabła’ stojącego na podwyższeniu, i wyłapującego ‘voces tumultuosas’ prawą ręką i wsuwającego je zgrabnie do zbiornika trzymanego w lewej…”(6)

Inni autorzy – jak Jacques de Vitry w Sermones Vulgares z lat 1220-tych, dał bardziej upiększone świadectwo opisując przeciążony worek dopełniany przez demona. Mniejszą uwagę poświęcali gwarowi niż, jak już wspomniano – mamrotaniu, odklepywaniu modlitw, czy opuszczaniu sylab, czy próżnym myślom podczas mszy w kościele.(7)

To przy sposobności Demona niosącego worek – po raz pierwszy pojawił się Titivillus nazwany po imieniu. (8) Opisał go John z Walii w swoim Tractatus de Penitentia (ok. 1285), w wersie, który stał się słynny przez całe średniowiecze:

Fragmina verborum titivillus colligit horum
Quibus die mille vicibus se sarcinat ille.(9)

W wolnym tłumaczeniu znaczy to mniej więcej:

Titivillus zbiera fragmenty (tych) słów
którymi wypełnia swój worek po tysiąckroć dziennie.(10)

Oba demony – i ten zapisujący i ten z workiem w końcu stały się słynne jako Titivillus (albo Tutivillus) w XIV wieku. Jego wpływ na kongregacje oraz moc straszenia gnuśnych utrzymywała się przez następne sto lat.

W XV wieku jednak Titivillus stał się generalnie złośliwym demonem powodującym zamieszanie między ludźmi. Niektórzy współcześni pisarze podnoszą iż to wtedy Tutivillus stał się diabolicznym patronem skrybów i był obwiniany o błędy jakie robili, przepisując manuskrypty..(11)

Wpływy Tutivillusa w życiu religijnym zanikają, ale za to zaczyna on robić karierę w dramacie. Pojawia się jako rejestrator wszelkiego rodzaju grzechów w Judicium Wakefielda Mastera (pocz. XV w.) – wciąż bez specjalnego statusu jako powód błędów u pisarzy i skrybów. W nieco późniejszej sztuce Mankind, Titivillus był Demonem Piekieł, namawiającym ludzkość, do porzucenia jakiejkolwiek wspólnotowej staranności, czy troski (nie wspominając o modłach) tym samym dołączając do “kompani demonicznych drani.”(12)

Na początku XVI wieku, Titivillus, jeśli w ogóle się pojawiał w teatralnych przedstawieniach, był jednym z wielu demonów(13). A do czasu, kiedy wspomniał o nim Shakespeare, był niemalże nieznany: jego imię stało się bardziej terminem parodystycznym. Pojawia się jako “Tilly-vally” czy “Tilly-fally” .(15)

Jennings opisuje oba przypadki użycia przez Shakespeare’a imienia Titivillusa jako “gorszące modły wzywające Tutivillusa do zbierania uwag głupich na tyle, by znaleźć się w jego worku..” (16)

A więc tak czy inaczej Titivillus był kiedyś demonem patronem skrybów, i powrót jego imienia do aktywnego słownictwa wydaje się być spodziewany wraz z rozwojem współczesnej komunikacji i internetu, jako ktoś, do kogo będziemy mogli się odwołać – jako do zbieracza “szumów”, czczej gadaniny, oraz rezultatów naszej własnej nieuwagi. I będzie zaiste bardzo zajęty.

———–

Notes
1. Marc Drogin, Medieval Calligraphy: Its History and Technique (London: Prior, and Monclair, New Jersey: Schram, 1980), 18-19.

2. Margaret Jennings, “Tutivillus: The Literary Career of the Recording Demon,” Studies in Philology 74, no. 5 (December 1977): 7.

3. Ibid., 4, 12.

4. Ibid., 3, 24.

5. Ibid., 27-30, 44-45.

6. Ibid., 13, 36.

7. Jennings, “Tutivillus,” 11-25, cytaty z Jacques de Vitry, Sermones Vulgares (late 1220s), w Thomas F. Crane, ed., The Exempla or Illustrative Stories from the Sermones Vulgares of Jacques de Vitry (London, 1890).

8. Jennings, “Tutivillus,” 14-16.

9. Jennings, “Tutivillus,” 16, cytowane z British Museum, MS Royal 4, D, IV, fol. 257r. wskazuje że “praktycznie ientyczne wersje przykłady Tutivillusa pojawiają się w manuskryptach Johna z Walii Tractatus lub Summa, szczególnei B.M. Royal 10, A, IX,fol. 40; Paris Maz. 295, fol. 86; Bodley 402, fol. 336.” (Jennings, “Tutivillus,” 16 n. 20.)

10. Uprzejma pomoc w tłumaczeniu Michaela Martina, mającego swoją stronę o Tutivillusie pod adresem:
http://www.unidial.com/~martinus/Titivillus.html na stronie poświęconej modlitwom łacińskim. (strona nie chodzi – przyp. mój)

11. Drogin, Medieval Calligraphy, 19.

12. Jennings, “Tutivillus,” 67, używa tekstu sztuki in Mark Eccles, ed., The Macro Plays (London, 1969).

13. Jennings, “Tutivillus,” 71-72.

14. Ibid., 70.

15. William Shakespeare, Henry IV, Część Druga (II, iv, 76-78), zaczerpnięte z: http://the-tech.mit.edu/Shakespeare/2henryiv/2henryiv.2.4.html

16. Jennings, “Tutivillus,” 70.
________________________________________

A na deser ciekawy artykuł na stronie Gazeta.pl w dziale: Turystyka.

i dla anglojęzycznych – jeszcze jeden odnośnik do ciekawej strony o Tutivillusie